środa, 6 marca 2013

Czy Kościół słucha swoich proroków? (2)

Jak napisałem w pierwszej części tego wpisu, David du Plessis był poruszony spotkaniem w bazylice Świętego Piotra w Rzymie w Zielone Święta 1975 roku, widząc tysiące ludzi modlących się w językach i wypowiadających proroctwa oraz słuchając papieża Pawła VI, który zdawał się rozumieć, czym jest ta nowa Pięćdziesiątnica. Ma poczucie, że proroctwo Smitha Wiggleswortha się realizuje na jego oczach. David dał się prowadzić Duchowi Bożemu i przyczynił się do tego, że odnowa charyzmatyczna ogarnęła Kościoły protestanckie oraz pojawiła się w Kościele Katolickim.

Patrząc jednak na czas, jaki minął od 1975 roku, rodzi się we mnie pytanie: czy Kościół Katolicki przyjął w pełni błogosławieństwo i dał się ogarnąć temu przebudzeniu, które miało "zaćmić przebudzenie zielonoświątkowe i przewyższyć to, czego doświadczają zielonoświątkowcy", jak zapowiedział Smith Wigglesworth? Czy Kościół poszedł za głosem Pana wypowiadanym przez swoich proroków...?

Poniżej zamieszczam ostatni rozdział książki "Mister Pentecost", w którym David du Plessis pisze o przeżyciu w bazylice Świętego Piotra w 1975 roku:

XXVII. PIĘĆDZIESIĄTNICA

"Nie uwierzyłby w to nawet największy optymista. Oto zebraliśmy się – dwadzieścia tysięcy ludzi, połowa z nich to charyzmatycy – w Bazylice Św. Piotra w Rzymie. Była niedziela Zielonych Świąt.

Refreny wzbijały się coraz wyżej, aż pod kopuły katedry. Dziesięć tysięcy ludzi napełnionych Duchem śpiewało. Najpierw „Alleluja”, potem „Panem jest”, potem „Alleluja”. Fala za falą radosnego, uwielbiającego śpiewu przetaczała się przez to historyczne sanktuarium.

Śpiewaliśmy w różnych językach, także nieznanych. Trudno było rozróżnić języki, wszystko odbywało się tak spontanicznie.

Potem wielki zegar wybił godzinę dziesiątą i wniesiono papieża na lektyce. Miał pozdrowić uczestników Kongresu Odnowy Charyzmatycznej w Kościele Katolickim w 1975 r. Wspaniałe kolory, twarze ludzi jaśniały. Nikt, z kim rozmawiałem, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek papież pozdrawiał takie zgromadzenie. Ludzie stali z wzniesionymi rękami, śpiewali i wykrzykiwali wyraz wspólny wszystkim językom: „Alleluja”. Trwało to nieprzerwanie. Ludzie śpiewali i śpiewali z radością, a jednocześnie z wielkim szacunkiem. Atmosfera pełna była oczekiwania.

Papież Paweł wstąpił na tron. Na jego twarzy jaśniał uśmiech. On tak jak i my wszyscy widział żywy, widoczny dowód tego, co Bóg czynił w Kościele swojego Syna, Jezusa. Ci z nas, którzy przybyli jako obserwatorzy i zaproszeni goście, uświadamiali sobie, że oto są świadkami następnej odnowy, którą Pan zsyłał na swoje ciało.

Papież zaczął przemawiać. Język łaciński tłumaczony był na kilka innych, by wszyscy mogli rozumieć. Nawet najwięksi optymiści nie byli przygotowani na takie zielonoświątkowe przesłanie, jakie wygłosił papież. Gdy do ludzi docierało tłumaczenie, słychać było ciche „Amen” w całej sali.

– Gdy mówimy o Pięćdziesiątnicy – powiedział – rodzą się w nas dwa rodzaje odczuć. Pierwsze to drżenie – odczucie, które Biblia przypisuje prorokowi Jeremiaszowi. Wyraził on swoje wątpliwości mówiąc: „Ach, Panie Boże … Nie umiem mówić”. Drugie odczucie to wielki entuzjazm, podobny do Piotrowego w dzień Zielonych Świąt. Zwycięża to drugie odczucie, dając Kościołowi objawienie prawdy o Bogu: jednym w istocie, a w trzech osobach. Chrystus przepowiedział: „Ja prosić będę Ojca i da wam innego pocieszyciela, ten będzie z wami zawsze: Ducha prawdy”. Temat i nauka o Pięćdziesiątnicy jest tajemnicą transcendentnego życia Boga. Bóg sam nam to oferuje i nigdy nie możemy o tym zapomnieć. Nasze spojrzenie powinno być oświecone przez Boga, który jest naszym słońcem.

Wyjąwszy ciche „Amen”, cisza zaległa nad tysiącami osób. Chłonęli każde słowo. Było to coś więcej niż celebracja, którą znali. Był to jeden z kamieni milowych na drodze Kościoła.

Pod koniec swojego kazania papież Paweł powiedział:

– To jest nasze ogłoszenie Pięćdziesiątnicy. Jest to ogłoszenie dające nowe życie wewnętrzne, ożywione przez obecność Bożej mocy – życie, które zaczyna się w miłości.

Czułem powiew miłości, który ogarniał Bazylikę Św. Piotra. Widziałem, że niewielu pozostało obojętnych na dotyk Ducha Świętego, takich którzy nie zostali obudzeni do pełniejszego życia.

Podczas Eucharystii cicho i łagodnie brzmiał śpiew w Duchu. Odbyło się prawdziwie zielonoświątkowe nabożeństwo, z zielonoświątkowymi manifestacjami i błogosławieństwem. Wszyscy modliliśmy się o cud Pięćdziesiątnicy, ale nikt nie spodziewał się aż tego – nowej Pięćdziesiątnicy.

Msza skończyła się około południa. Wtedy spontanicznie tysiące ludzi wyszły na plac przed katedrą. Ci, którzy uczestniczyli w mszy, mieszali się z tymi, którzy zgromadzili się już wcześniej na placu. Tysiące ludzi wykrzykiwały we wszystkich językach. I znów refren za refrenem: „Alleluja” jak fale na morzu. Radość wypełniała nasze serca.

W poniedziałek znowu znaleźliśmy się w Bazylice Św. Piotra. Została przekazana do dyspozycji uczestników Kongresu Charyzmatycznego. Około dwunastu tysięcy ludzi z sześćdziesięciu krajów zebrało się razem z ponad siedmiuset księżmi i dwunastoma biskupami oraz kardynałem Suenensem z Belgii przy ołtarzu papieskim, by obchodzić ostatnią Eucharystię. Nawet w porównaniu do dnia poprzedniego było to najbardziej niezwykłe nabożeństwo. Po raz pierwszy od wielu lat – a po raz pierwszy za życia obecnych – pozwolono kardynałowi odprawiać nabożeństwo komunijne przy papieskim ołtarzu.

Kardynał Suenens, przywódca katolickiej odnowy charyzmatycznej, przemawiał swobodnie pod wpływem natchnienia. Tłumy reagowały w wolności Ducha i śpiewały. Prawdziwie pięknym widokiem była pełna życia i ducha młodzieńczości posługa muzyczna członków wspólnoty Słowa Bożego z Ann Arbor z Michigan zajmujących miejsce słynnego chóru sykstyńskiego.

Ojciec John Patrick Bertolucci, wicekanlerz diecezji Albany w Nowym Jorku, ważna postać w odnowie amerykańskiej, tak opisał później ten moment:

– Stojąc z podniesionymi rękami w ustawicznym, pełnym Ducha uwielbieniu i adoracji, wszyscy odczuwaliśmy wagę tej historycznej chwili. Kościół Rzymski przyjął to, co do tej pory budziło kontrowersje – prąd Bożej łaski w małych społecznościach katolickich.

W trakcie nabożeństwa komunijnego dało się zauważyć, że kardynał Suenens był niewątpliwie szczególnie natchniony przez Pana. Każde słowo wypowiadał w mocy Ducha Świętego. Była to uroczystość pełna życia i swobody, równie zielonoświątkowa jak inne wspólnoty, w których znalazłem się podczas wielu lat mojej służby w licznych kościołach.

Prosto z ołtarza zaczęły płynąć przez głośniki proroctwa. Oczy tysięcy ludzi wypełniały się łzami, gdy Pan wypowiadał słowa zbudowania i zachęty przez swoje sługi.

– Obecność Pana była tak rzeczywista w tym zgromadzeniu. Jestem pewien, że tego dnia nastąpiło wiele uzdrowień – powiedział później ojciec Bertolucci wspominając to wydarzenie.

Gdy rozdzielano komunię, proroctwa nadal trwały, mieszając się ze śpiewem w Duchu. Jakaś kobieta śpiewała w Duchu piękne solo.

Pod koniec wspaniałego nabożeństwa eucharystycznego tłumy stały czekając na wejście papieża Pawła. Miała to być audiencja. Papież zaproponował, że sam przybędzie do Bazyliki i przemówi do zgromadzonych zamiast czekać na nich w sali audiencyjnej.

Gdy przybył, otrzymał głośniejsze powitalne „Alleluja” niż w niedzielę. Z uśmiechem zasiadł na tronie i przemówił pełen entuzjazmu w niewątpliwych słowach akceptacji ruchu charyzmatycznego. Uznał go za znak odnowieńczej pracy Ducha Świętego w odpowiedzi na modlitwy.

– Wasze silne pragnienie służenia Kościołowi świadczy o prawdziwym działaniu Ducha Świętego – powiedział łagodnie. – Bóg stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie, którego mistycznym ciałem jest Kościół. Jest to Kościół, któremu Duch Święty został powierzony w dzień Zielonych Świąt, gdy zstąpił na apostołów zebranych w górnej izbie na ustawicznej modlitwie razem z Marią matką Jezusa. Jak powiedzieliśmy w listopadzie w obecności niektórych z was, Kościół i świat potrzebuje bardziej niż dotąd tego, by „cud Pięćdziesiątnicy” trwał nadal.

Czułem, jak serce podchodziło mi do gardła

– Współczesny człowiek – ciągnął papież – odurzony swoimi zdobyczami uważa, według słów ostatniego Soboru, że może być „celem sam dla siebie, twórcą swojej historii”. Niestety, jakże wielu ludzi, którzy trwają w tradycji wyznawania wiary w istnienie Boga i oddawania Mu czci, nie zna Go w rzeczywistości. Bóg stał się dla nich kimś obcym.

Twarze wszystkich zwrócone były ku siedzącemu papieżowi.

– Nic nie jest bardziej potrzebne zsekularyzowanemu światu - ciągnął – niż świadectwo „duchowej odnowy”, którą widzimy jako rezultat działania Ducha Świętego w różnych regionach i w różnych wiekach. Objawy takiego przebudzenia są różne: głęboka wspólnota duchowa, intymny kontakt z Bogiem, wierność zobowiązaniom przyjętym w czasie chrztu, modlitwa, często w grupach, gdzie każdy wyraża to co czuje swobodnie, wspomaga i potwierdza modlitwy innych i, co jest podstawą, osobiste przekonanie, które ma swe źródło nie tylko w nauczaniu przyjmowanym wiarą, ale również w żywym doświadczeniu. Takie przeżycia świadczą o tym, że bez Boga człowiek nie jest w stanie nic uczynić; jednak z Jego pomocą wszystko staje się możliwe. Stąd potrzeba wielbienia Boga, dziękowania Mu, dziękowania za Jego cuda, których dokonuje z nami i w nas.

Byłoby bardzo cenne dla naszych czasów, dla naszych braci, gdyby wyrosło nowe pokolenie, wasze pokolenie, młodych ludzi, którzy mówiliby światu o chwale i wielkości Boga Pięćdziesiątnicy. Dzisiaj – powiedział głośniej - musimy żyć pełnią wiary w oddaniu, głębi, energii i radości – albo wiara wygaśnie.

„Tak – myślałem. – Ten człowiek rozumie Zielone Święta. Rozumie, co się dzieje”.

Prawdziwym momentem kulminacyjnym stała się chwila, gdy papież przerwał, popatrzył na nas i wykrzyknął:

– Jezus jest Panem. Alleluja!

Święte drżenie wypełniło serca, całą bazylikę. Łzy mieszały się z radością. Było to tak ekscytujące. Czuliśmy, że przeżyliśmy jedyne w swoim rodzaju Zielone Święta.

Tej nocy leżałem w łóżku, otwartymi oczami wpatrywałem się w ciemność i starałem się zrozumieć to, co odbywało się na moich oczach. Czy w końcu pentekostalizm przeniknął do Kościoła katolickiego? Znałem odpowiedź na to pytanie. To nie był pentekostalizm, lecz Pięćdziesiątnica. Nie przyjęli pentekostalizmu i nawet nie powinni. Zaakceptowali Zielone Święta, Ducha Świętego, chrzest w Duchu Świętym, dzieło Jezusa.

Co Pan Jezus zamierzał z tym zrobić? Zastanawiałem się. Widać było, że przygotowuje różne denominacje. Uśmiechnąłem się: były to nie tylko ekumeniczne Zielone Święta, ale i ekonomiczne. Kościoły już istniały, opłacone, z wykształconymi duchownymi; taka baza pozwalała na szybki wzrost, jaki oglądaliśmy. Obliczyłem, że jedynie w ciągu dwóch lat katolicy zanieśli wieść o Zielonych Świętach do 92 krajów. Tak, Pan chciał poruszyć narody potrząsając najpierw denominacjami.

Tej nocy zauważyłem też trzy prądy w ruchu zielonoświątkowym: klasyczni zielonoświątkowcy, neozielonoświątkowcy i zielonoświątkowi katolicy. Coraz bardziej te trzy grupy zbliżały się do siebie współpracując, budując wspólnotę we wzajemnym szacunku. Coraz mniej mówiło się o historii, tradycji kulturowej i zasięgu wpływów. Dominowała jedność w Duchu Świętym.

„Istnieją jednak niebezpieczeństwa – myślałem. – Ale tylko jedno jest znaczące. Niebezpieczeństwo, że jakaś grupa ludzi zechce z charyzmatycznej odnowy uczynić "ruch" albo "denominację", którą zechcą kontrolować. Pewien byłem, że nie powinno istnieć nic takiego, jak jeden charyzmatyczny ruch czy denominacja. Odnowa to miał być wpływ skierowany na Kościoły. Duchowy wpływ. Jezus powiedział: „Ojcze, spraw, by byli jedno, jak my jesteśmy jedno”. Porównał jedność Kościoła do jedności Trójcy – Ojca, Syna i Ducha Świętego. Są jedno, ale jednocześnie pozostają indywidualni. Jest to jedność duchowa. Tego Jezus pragnie dla swojego Kościoła.

– Chwała! – powiedziałem głośno w ciemność zwracając się do siebie. – Dawidzie, jesteś prawdziwym ekumenistą!

– To prawda – odpowiedziałem sobie. – Nie zaakceptuję niczego prócz pełnej ekumenii – całej rodziny narodów.

Zamknąłem oczy i zacząłem zapadać w sen. W wyobraźni widziałem stojącego przede mną jak żywego wielkiego męża Bożego – Smitha Wiggleswortha. Miał surowy wyraz twarzy. Stopniowo surowość oblicza zmieniała się w pełen zadowolenia uśmiech."
web stats stat24 wizyt na stronie od 15.01.2010