poniedziałek, 30 listopada 2009

Psalm 32

Pan zaskakuje mnie każdego dnia - czyli kolejny odcinek z cyklu 'science-fiction'... (zobacz komentarz Nomada na stronie: http://duchwieje.blogspot.com/2009/11/proroctwa.html#comments) Jak powiedział dziś o. Wojtek, któremu pomagam w 'Polish ministry', Pan nie czyni tych rzeczy dla mnie, ale dla Innych, którym tylko posługuję.

Wczoraj tu w Dublinie przy jezuickim kościele na Gardiner Street prowadziłem modlitwę uwielbienia dla osób związanych z odnową charyzmatyczną. Modlitwa była podobna do tych, które mają miejsce w Gdyni we wspólnocie Uwielbienie. Podzieliłem się też świadectwem, jak Pan działał w moim życiu, jak byłem przez lata oporny na głos Jego Ducha i jak ponownie od niedawna próbuję dać się Mu prowadzić.

Dzisiaj po mszy świętej, którą odprawiałem właśnie na Gardiner Street podeszła do mnie osoba, która była na wczorajszym spotkaniu modlitewnym. Poprosiła o spowiedź, bo nie zdążyła wyspowiadać się w czasie mszy (o. Wojtek wyszedł wtedy już z konfesjonału...).
Poszliśmy więc do 'biura' duszpasterza Polaków. Tam w trakcie spowiedzi otworzyłem moje Pismo Święte (raczej nie robię tego w czasie spowiedzi). Pismo 'otworzyło mi się' na Psalmie 32. Nie znam tego psalmu w ogóle, więc rzuciłem na niego okiem, zastanawiając się czy może to być odpowiedni psalm dla tej osoby na pokutę. Trzymając cały czas przed moimi oczami ten Psalm, powiedziałem, że może się modlić Słowem Bożym otwierając Pismo i rozważając to Słowo, na którym się otworzy jej Pismo - nie traktując tego jednak na sposób 'magiczny', ale jako Słowo umocnienia, które Pan może jej dać. Powiedziała mi wtedy, że właśnie dziś przed mszą w ten sposób zrobiła i otworzyła Pismo na ... Psalmie 32. Pokazałem jej wtedy stronę Pisma, którą miałem otwartą od kilku minut właśnie na tym psalmie...
Było to dla niej bardzo konkretne potwierdzenie, jak Pan jest blisko i chce przemawiać na nowo w jej życiu poprzez swoje Słowo i w 'znakach', które potwierdzają obecność Jego Świętego Ducha. Chętnie też zgodziła się, abym podzielił się tym powiewem Ducha dla niej z innymi.

Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć. (Ps 32,1)

czwartek, 26 listopada 2009

Proroctwa

Dziś jest bardzo mroczny dzień dla Kościoła w Irlandii. Od rana wszystkie media informują o raporcie, jaki wydała rządowa komisja nt. wykorzystywania seksualnego przez księży w diecezji Dublin (diecezja udostępniła wszelkie informacje tej komisji). Raport dotyczący lat 1975-2004 opisuje dokładnie historie 46 księży (ze 102 w ogóle). Jeden z tutejszych jezuitów, przewidując jak wielki wpływ będzie to miało na Kościół w Irlandii, stwierdził: "Teraz jeszcze mniej ludzi będzie chodzić do kościoła, ale przynajmniej tacy, którzy wierzą..."

Jednak ta cała bardzo bolesna i mroczna sytuacja jest tłem dla tego, co Pan mi dzisiaj pokazał. Szukając informacji nt. charyzmatów, trafiłem na angielskojęzyczną stronę, gdzie znalazłem proroctwa wypowiedziane m.in. przez Ralpha Martina w czasie mszy św. w bazylice św. Piotra w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego - na zakończenie I Międzynarodowego Kongresu Odnowy Charyzmatycznej w Rzymie w ... 1975 roku. Bardzo mnie poruszyły!...

Zamierzałem wcześniej, że dziś wybiorę się do księgarni katolickiej, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że tak naprawdę nie mam po co tam iść, bo wszystkie potrzebne książki mam. Jednak czułem dalej znane mi już 'zaproszenie', aby jednak tam pójść. Zdecydowałem się więc jednak zrobić sobie długi spacer, pytając Pana w sercu: O co chodzi tym razem? Już w księgarni przeglądając różne książki trafiłem na książkę irlandzkiego księdza Pata Collinsa CM, który od wielu lat posługuje w Odnowie pt. On mnie namaścił. Gdy przeglądałem tę książkę trafiłem na ... te same proroctwa wypowiedziane w Rzymie w 1975 roku... Nigdy wcześniej ich nie widziałem, a dziś aż dwukrotnie na nie 'wpadłem'. Zrozumiałem, że Panu zależy na tym, aby je przypomnieć, zwłaszcza dziś. Przetłumaczyłem je, jak potrafiłem ;)

Ponieważ kocham was, chcę pokazać wam, co czynię dziś w świecie. Chcę was przygotować na to, co ma przyjść. Dni ciemności nadchodzą na świat, dni udręki. Budynki, które teraz stoją, nie będą więcej stały. To co jest oparciem dla mojego ludu, przestanie nim być. Chcę, abyście byli przygotowani, mój ludu, abyście znali tylko Mnie i przylgnęli do Mnie i posiadali Mnie w sposób głębszy niż dotąd. Poprowadzę was na pustynię... Pozbawię was wszystkiego, na czym polegacie teraz, abyście mogli polegać tylko na mnie. Czas ciemności nadchodzi dla świata, ale przychodzi czas chwały mojego Kościoła, czas chwały dla mojego ludu. Wyleję na was wszystkie dary mojego Ducha. Przygotuję was do duchowej walki. Przygotuję was na czas ewangelizacji, jakiej świat nigdy nie widział. I gdy nie będziecie mieli nic poza Mną, będziecie mieli wszystko: ziemię, pola, domy, braci i siostry, miłość i radość jak nigdy dotąd. Bądź gotowy, mój ludu, chcę przygotować was. (Ralph Martin)

Mówię do was o nadejściu nowej ery dla mojego Kościoła. Mówię do was o dniu, jakiego nie widziano wcześniej. Przygotujcie się do działania, które rozpoczynam teraz, ponieważ rzeczy, które widzicie wokół was, zmienią się. Walka, jaką macie teraz podjąć jest inna, jest nowa. Potrzebujecie ode Mnie mądrości, jakiej jeszcze nie macie. Potrzebujecie mocy mojego Świętego Ducha, w sposób w jaki jeszcze jej nie posiadaliście. Potrzebujecie zrozumienia mojej woli i dróg, jakimi działam. Otwórzcie wasze oczy, otwórzcie wasze serca, aby przygotować się na Mnie i na dzień, który rozpocząłem. Mój Kościół się zmieni, mój lud się zmieni. Przyjdą na was trudności i próby. Pociecha, jaką znaliście, będzie daleko od Was, ale będziecie mieli pocieszenie mojego Świętego Ducha. Będą was pozywać, aby pozbawić was życia, ale ja was umocnię. Przyjdźcie do Mnie. Trzymajcie się razem wokół Mnie. Przygotujcie się, aby głosić nowy dzień, dzień zwycięstwa i triumfu waszego Boga. Tak, oto nadszedł czas. (Bruce Yocum)

Odnowię mój Kościół. Odnowię mój lud. Uczynię mój lud jednym. Wzywam was, abyście porzucili przyjemności tego świata. Wzywam was, abyście porzucili światowe pragnienia. Wzywam was, abyście nie szukali uznania świata w waszym życiu. Chcę przemienić wasze życie. Mam słowo dla mojego Kościoła. Rozbrzmiewa moje wezwanie. Tworzę potężną armię. Moja moc jest nad nimi. Oni pójdą za moim Wybranym Pasterzem (lub: moimi wybranymi pasterzami). Bądźcie takimi pasterzami, jakimi was powołałem. Odnawiam mój lud. Odnowię mój Kościół. Uwolnię świat..

środa, 25 listopada 2009

Modlitwa Ani

Od tygodnia jestem w Dublinie i uczę się języka angielskiego. Teraz gdy dwóch polskich jezuitów przeżywa miesięczne Wielkie Rekolekcje w niedziele pomagam o. Wojtkowi Kowalskiemu, odprawiając msze święte dla Polaków. Reszta czasu to self-study i rozmowy z irlandzkimi jezuitami w czasie posiłków.
Jest też wewnętrzna strona tego pobytu - mam wrażenie, że odbywam moje 'miesięczne rekolekcje'...
Tuż przed wylotem do Dublina tydzień temu we wtorek wieczorem spotkałem się z Edytą, która była kiedyś w Irlandii. Powiedziała mi o swojej znajomej, która rozpoczęła niedawno pracę w irlandzkiej Szkole Nowej Ewangelizacji, ale mieszka poza Dublinem i obiecała dać kontakt do niej.
Po przyjeździe do Dublina o. Wojtek zaproponował, abym poprowadził spotkanie modlitewne dla grupy Odnowy w Duchu Świętym, która teraz jest 'w rozproszeniu'. Odbędzie się ono w najbliższą sobotę. Ogłosił to na niedzielnej mszy św. Pomyślałem sobie, że grupa ta mogłaby jakoś włączyć się w SNE, tak jak jest to w Trójmieście. Edyta w poniedziałek przesłała mi kontakt do swojej znajomej Ani z informacją, że Ania przyjeżdża na weekend do Dublina i zachętą, abyśmy się spotkali. Z dużym spokojem czekałem do dziś, aby zadzwonić do Ani. Rano wziąłem telefon o. Wojtka i zadzwoniłem do niej. Niestety nie odebrała. Za to oddzwoniła do o. Wojtka i okazało się, że znają się jeszcze z Krakowa z duszpasterstwa akademickiego WAJ...
Mój kontakt jednak znaczył coś więcej. Ania jako jedna z odpowiedzialnych za formację w SNE wczoraj dowiedziała się, że osoba, która miała mieć zajęcia w Szkole w przyszłym tygodniu nie może przyjechać i że ona będzie musiała przygotować część rzeczy. Dziś rano w czasie Adoracji, która jej 'przypadła', modliła się, aby Pan jej pomógł i przysłał kogoś... A tu telefon od jakiegoś jezuity z Polski...
Udało nam się zdzwonić w końcu i okazało się, że ja mogę pojechać z nią do SNE z konferencjami i warsztatem nt. rozeznawania duchowego. Zrozumiała teraz, dlaczego akurat właśnie w ten weekend wybiera się do Dublina...
Pan nie tylko wysłuchał modlitwy Ani, ale zlitował się nad moim wielogodzinnym przesiadywaniem w pokoju nad książkami, które czekałoby mnie w przyszłym tygodniu...

środa, 18 listopada 2009

Agata

Wczoraj wybyłem na 4 tygodnie do ... Irlandii. Leciałem samolotem z Gdańska do Dublina. Udało mi się znaleźć miejsce przy oknie. Na kolanach miałem książkę i Biblię po angielsku. Po chwili dwóch mężczyzn, w wieku ok. 30 lat, zapytało czy mogą usiąść obok. Ten, który siedział koło mnie był bardzo wylewny, drugi - trochę spokojniejszy. Od razu przedstawili się: Michał, Marcin, a ja - Sławek. Od kilku lat pracują w Irlandii. Michał zapytał mnie po chwili: A Ty co robisz? - Jestem księdzem, zakonnikiem - odpowiedziałem. Powaliło to Michała, który nie chciał wierzyć, wyrażając to dosadnie: Pierd***!? - Nie! - odpowiedziałem. Jeszcze przez moment przekonywałem ich, że jestem zakonnikiem-jezuitą. Usłyszałem po chwili, że połowa księży to pedały i jeszcze inne rzeczy, na temat Kościoła i wiary, choć wszystko było powiedziane bez jakichś zarzutów co do mojej osoby.

Marcin zapytał mnie, jak to się stało, że zostałem księdzem. Opowiedziałem im, jak mając 17 lat spotkałem Jezusa, jak po roku otrzymałem chrzest w Duchu Świętym, w którym doświadczyłem mocy działania Boga, po którym byłem pewny, że skoro Bóg jest i działa, nie mogę robić nic innego, jak tylko Mu służyć. Potem opowiedziałem im, że Bóg działa dzisiaj podobnie, jak za czasów Jezusa. Wspomniałem im o wydarzeniach, jakie Pan działa w życiu pewnych studentek, z którymi modliłem się tydzień temu i które doświadczają mocy Ducha Świętego. I w tym momencie w głowie pojawiło mi się imię: Agata. Czułem, że jest to imię, przez które Pan chce coś im powiedzieć. Z drugiej strony pojawiła się wątpliwość, że jeśli zapytam o to imię, to mogę się wygłupić... Imię coraz wyraźniej, choć łagodnie powracało. Wiedziałem też, że nie chodzi tu o moją bratową, która tak ma na imię. W końcu mówię do Pana w sercu: Ok! Panie! Zgadzam się! Powiedziałem im: Pan podaje mi imię 'Agata' i chciałbym zapytać, czy coś Wam mówi? Siedzący obok mnie Michał zaprzeczył i błyskawicznie pomyślałem: No ładnie się wypuściłem... Ale zaraz Marcin powiedział: moja córka ma tak na imię...

Ogarnęła mnie radość i przyszły słowa: Pan wie, że bardzo kochasz swoją córkę. Po czym Marcin oparł się głową o siedzenie przed nim i wzruszył. Dziękowałem Panu, że w ten sposób zechciał okazać im, że On jest kimś żywym i bliskim. Wytłumaczyłem im, że tak Pan może przemawiać w sercu, gdy poddajemy się Jego Duchowi. Otworzyłem ilustrowaną Biblię angielską na Dziejach Apostolskich i opowiadałem o historiach, które miały swoje ilustracje: o Piotrze i Janie, którzy uzdrawiają chromego od urodzenia, o tym jak cień Piotra padał na chorych i ci byli uzdrawiani (Dz 5,15), o spotkaniu Piotra w domu setnika Korneliusza, o nawróceniu Szawła, o cudownym uwolnieniu Pawła i Sylasa z więzienia, o wskrzeszeniu młodzieńca przez Pawła...
Michał zapytał mnie, jak czytam Pismo Święte? Powiedziałem mu krótko, po czym wyznał, że jak za dwa tygodnie poleci do domu, to weźmie z powrotem ze sobą do Irlandii Pismo. Zapytał też mnie, czy Jan Paweł II znaczył coś dla mnie. Opowiedziałem mu, jak po moich święceniach w Rzymie, podczas audiencji położył mi rękę na głowie...

Z Marcinem rozmawialiśmy jeszcze o jego rodzinie, o miłości do dzieci, która kazała im wrócić teraz do Polski...
Michał wziął moje namiary i dałem Mu też ... obrazek Jana Pawła II - jedyny jaki miałem w angielskiej Biblii...

środa, 4 listopada 2009

Kolano

Dziś mieliśmy w naszym kościele już trzecią od września mszę świętą z modlitwą o uzdrowienie. We wrześniu na zakończenie rekolekcji rozeznaliśmy, że będziemy się modlić o uzdrowienie. Wtedy w czasie modlitwy pojawiła mi się w głowie postać kobiety, którą spotkałem po południu w firmie, gdzie drukowałem plakaty. Kulała ona lekko i zapytałem, czy skręciła sobie nogę w kostce... Ona powiedziała, że ma problem z ... kolanem. Gdy ni stąd, ni zowąd przyszła mi wieczorem na myśl, uznałem, że to może być światło odnośnie uzdrowienia, jakie Pan dokonuje w czasie modlitwy. Wypowiedziałem więc w wierze takie mniej więcej słowa: Pan uzdrawia osobę, która ma problem z kolanem. I dalej pojawiły się słowa, że nie może ona klękać.
Miesiąc temu otrzymałem mail od pewnej osoby, która napisała:

"Mocno poruszyło mnie całe czytanie z Dz 3, 1-10, ale kiedy usłyszałam, że Pan uzdrawia nogi i stopy to moje serce krzyczało, że to ja, to moje chore nogi. Ale Pan miał inny pomysł.

Było mi bardzo niewygodnie klęczeć na jedno kolano, bo drugie od wielu miesięcy bolało. Chciałam nawet usiąść, ale w tym momencie słyszę słowo poznania: „a teraz Pan leczy osobę chorą od wielu miesięcy na kolano”. No nie, to ja? To niemożliwe, bo ja modliłam się za inne osoby? Nie to nie ja, to ktoś inny. Sprawdzam po wielokroć i nie czuję bólu. Za chwilę następne słowa: „by pójść do spowiedzi, bo wtedy można zobaczyć, jakie się będą działy cuda”. Jeszcze zajęta kolanem wołam do Boga czy to znowu do mnie? Wiele miesięcy nie byłam u spowiedzi, bo miałam wymówkę, że nie mogę uklęknąć.

Całą adorację przechlipałam, ale byłam szczęśliwa dotykiem Boga. Jeszcze przez kilka dni – niestety – sprawdzałam codziennie, czy rzeczywiście Pan uzdrowił kolano. Uzdrowił i za to mogę Bogu dziękować.

To świadectwo było nie tylko potwierdzeniem "słowa poznania" z wrześniowej mszy, ale przede wszystkim pokazało, że każde uzdrowienie ma prowadzić nas do głębszej relacji z Bogiem, do powrotu do Niego. Mnie natomiast potwierdziło, w jak "naturalny sposób" może pojawić się słowo poznania. Ono nie przychodzi jakby spoza naszego wnętrza, ale pojawia się z nas: naszego doświadczenia, wrażliwości, wyobraźni. To przez moje 'ja' Duch Święty chce działać. Chodzi o to, aby to co na modlitwie czy w innych sytuacjach pojawia się we mnie, usłyszeć i rozpoznać, czy nie jest właśnie delikatnym powiewem Ducha.

Dzisiaj ta kobieta powiedziała to świadectwo na Eucharystii z modlitwą o uzdrowienie...

wtorek, 3 listopada 2009

Jestem jaka jestem i chyba już nie chcę być inną

Kilka dni temu zatelefonowała do mnie pewna nieznana mi osoba, która zapytała mnie, czy nie mógłbym się spotkać z pewną kobietą, która potrzebuje rozmowy duchowej. Dziś spotkałem się z tą kobietą, a ona zostawiła mi refleksję-świadectwo napisane przez tę pierwszą osobę. Gdy je przeczytałem i usłyszałem kilka słów o tej osobie, pomyślałem: To jest właśnie świętość: pełna akceptacji zgoda na własne życie. Za pozwoleniem tej osoby, pozostającej jednak anonimową, przytaczam je:

Co trudniej zaakceptować? Chorobę duszy czy ciała...? Jakiś czas temu miałabym wątpliwości jakiej udzielić odpowiedzi.
Dziś mogę odpowiedzieć, dużo trudniej jest w życiu, gdy chora jest dusza. Skąd to wiem? Z własnego doświadczenia. Jestem osobą, która na swój sposób żyje "z cierpieniem" na co dzień.
Staram się funkcjonować normalnie, nie użalając się nad sobą i nad swoim życiem. Biorę to, co jest mi dane. Potrzebowałam czasu, by pewne fakty zaakceptować. Niedawno ktoś mnie spytał, gdybym mogła mieć jedno życzenie, co by to było, na pewno zdrowie tak? Nie, z pełną świadomością odpowiedziałam: nie... Dzięki swoim przejściom, swojej codzienności, spotkałam wielu wspaniałych ludzi. Gdybym była zdrową osobą, pewnie nie spotkałabym Ich, a nawet gdyby tak było, to pewnie w innych okolicznościach.

Wiem, że gdyby moje życie pobiegło innym torem - byłabym inną osobą, ale czy lepszą? Czy warto by było zaryzykować, stracić to co ma się, dla dobrego, idealnego samopoczucia?
Myślę, że nie. Jestem pewna , że nie... Ktoś chyba wiedział, co robi, stwarzając mnie taką, jaka jestem. Stawiając mnie tam gdzie żyję i realizuję się każdego dnia.

Jak każdy człowiek miewam lepsze i gorsze dni. Na szczęście mam dla kogo żyć, starać się i pracować nad sobą.

Wiem, że zostawię coś po sobie, odchodząc stąd kiedyś. Fakt, nie postawią mi za moje życie pomnika, nie będę miała tablicy wmurowanej w ścianie, nie napiszą o mnie książki. Nie pozostawię po sobie wspomnienia złej, zmęczonej życiem osoby...
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba z moich najbliższych czy znajomych, weźmie ze mnie przykład, gdyby była taka konieczność, że mimo trudności i schodów życiowych, można iść do przodu, nie zamęczając przy tym Innych wokół.

Jestem jaka jestem i chyba już nie chcę być inną.


Dziękuję!

poniedziałek, 2 listopada 2009

Świętość

Pisanie o Duchu, to trochę jak pisanie o wietrze... Czyli wiem, że wieje, odczuwam jego powiew, ale nie zawsze o tym rozmawiam, a jeszcze rzadziej piszę...
Minął miesiąc od ostatniego posta, nad krajem przeszły potężne wichury, a Duch jak zawsze wieje delikatnie, pozwalając się usłyszeć, gdy jak Eliasz wychodzę z groty.
Dziś rano przeczytałem cytat z Thomasa Mertona: "Według mnie być świętym oznacza bycie sobą. Dlatego problem świętości i zbawienia jest w rzeczywistości problemem odkrycia, kim jestem oraz odkrycia mojego prawdziwego Ja".
Na mszy, będąc w koncelebrze, zaczęły mnie irytować drobiazgi: hałaśliwe używanie ampułek, powolna recytacja modlitw i inne drobne zachowania ... moich współbraci. Na szczęście natychmiast Pan pozwolił mi zobaczyć w tym ... siebie jak w lustrze. Stało się dla mnie jasne, jak nigdy dotąd, że jakiekolwiek uczucie wywołane przez drugą osobę czy sytuację oraz cokolwiek myślę o drugim, ma źródło tylko w moim Ja.
Jeśli nie zobaczę siebie w "lustrze" drugiej osoby, zwłaszcza w mojej irytacji, złości, gniewie, zazdrości itd., to nie spotkam się z moim Ja i nigdy nie będę mógł być sobą. A wtedy nie mam szans na ... świętość.
Pozostaje tylko "świętoszkowatość" jak z obrazka: ... papierowa, kolorowa, cukierkowata, ale ... nieprawdziwa.
web stats stat24 wizyt na stronie od 15.01.2010