środa, 23 grudnia 2009

Widziałam Pana

Pod koniec października prowadziłem I Tydzień rekolekcji ignacjańskich w gdyńskim domu rekolekcyjnym. Na ostatniej mszy zamiast homilii uczestnicy dzielą się swoim doświadczeniem rekolekcji. Poruszyło mnie wtedy bardzo pewne świadectwo. Zaraz po rekolekcjach w krótkiej wymianie zdań z tą osobą, wspomniałem jej o książce Chata. Pomyślałem też, że warto byłoby je usłyszeć czy przeczytać kiedyś jeszcze. Ale osoba ta wyjechała już, a ja nie miałem kontaktu i nie chciałem 'wydobywać' go z sekretariatu DR. Dwa tygodnie później dostałem mail od tej osoby, w którym napisała: "Bardzo dziękuję za Chatę". Odpisując, poprosiłem, czy nie mogłaby spisać swojego świadectwa. Otrzymałem je ... dwa dni temu. Cytaty z Pisma Świętego zaproponowała sama Aga:

Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
(Rz 8,31-39)


Powiem tak: Trochę inaczej wyobrażałam sobie swoje życie, czego innego się spodziewałam.

Nie mam dzieci, choć zawsze z narzeczonym, a potem z mężem myśleliśmy o dużej rodzinie. Były momenty w moim życiu, gdy bardzo łatwo mówiłam: Panie, Ty jesteś Mesjaszem, bo wszystko było po mojej myśli. Natomiast przyszedł też czas, gdy czułam się oszukana, rozczarowana, przygnębiona. Gdy chciałam krzyczeć: To nie tak miało być, to nie możesz być Ty, zejdź z Krzyża!

Był czas, gdy pytałam: Boże gdzie Jesteś? Nie widziałam nic, prócz mojego pragnienia, które samo w sobie dobre… zabijało mnie, zabijało radość życia we mnie, uwięziło mnie. Zły wykorzystywał tę sytuację i sączył do ucha: Kim jest Twój Ojciec, że pozwala na coś takiego? To ta Jego Miłość?

Stawałam się zgorzkniała, moje serce stwardniało, nie umiałam się cieszyć z innymi, gdy czekali na dzieci, nie umiałam współczuć, gdy tracili swoje maleństwa. Ciężko było mi zobaczyć obecnego Chrystusa. Ciężko mi było Go rozpoznać w tych trudnych doświadczeniach mojego życia. W moim bólu, cierpieniu. Często też słyszałam: Życzymy Wam Błogosławieństwa Bożego, czyli mniej więcej: zdrowia, radości i żeby było, jak chcecie.

Przyjechałam na Trzeci tydzień rekolekcji ignacjańskich i wiedząc, że będziemy rozważać mękę naszego Pana, powiedziałam mu szczerze: Panie chcę być z Tobą, chcę być blisko, ale nie wiem, na ile będę mogła Ci towarzyszyć, na ile dam radę?
A On mnie bardzo zaskoczył… To nie ja Mu towarzyszyłam, ale On mnie. To nie ja poszłam z Nim, ale On ze mną na Moją Drogę Krzyżową. Poszedł ze mną jeszcze raz w te momenty, gdy byłam w życiu zdradzona, gdy dwukrotnie byłam porzucona i chorowałam z miłości. W te momenty, gdy życie ze mnie uchodziło, gdy byłam naga i bezbronna. MÓJ BARANEK ODNALAZŁ MNIE SAMOTNĄ, LEŻAŁ KOŁO MNIE, DAWAŁ CIEPŁO I Z WIELKĄ CZUŁOŚCIĄ, KTÓRA JEST WSPÓŁCIERPIENIEM, LIZAŁ MOJE RANY, BY SIĘ ZABLIŹNIŁY.

Gdy zapłakana pod Krzyżem pytałam: Panie, czy Ty mnie kochasz? Ale naprawdę mnie kochasz? Odpowiadał, bo On widzi: Aga JESTEM TU. Jak mogę bardziej? Jak Cię zapewnić, jak udowodnić, że kocham? Co mogę więcej dla Ciebie zrobić? JESTEM TU NA KRZYŻU.

Kiedy podczas rekolekcji schodziłam do mojego Największego Smutku, do łona, które nie daje życia, jest jakby przeklęte, do mojego grobu, spotkałam tam czekającego Jezusa.

Mój Chrystus gdy zobaczył mnie tak obolałą, wziął na ręce jak dziecko i tulił. Schodziłam do grobu, a nie znalazłam tam śmierci. W moim grobie spotkałam Miłość, spotkałam BRATA. To co miało mnie zabić i odebrać radość życia, nie zabija mnie. Nie jestem sama. Chrystus ożywia mnie na nowo.

Jestem bardzo szczęśliwa, i to nie tak, że te wszystkie trudne sytuacje znikają, że ich nie pamiętam, nie, one nabierają innego znaczenia, nie mają tej mocy co wcześniej, nie mogą mi nic zrobić.

One tak naprawdę przybliżyły mnie do Boga. Czasem mogłam poczuć się jak On (niekochana, zraniona w miłości, odrzucona, cierpiąca). Ważniejsze jest jednak to, że On był tam pierwszy. Ja wracając do tych momentów, miejsc albo po prostu cierpiąc, mogłam Go tam spotkać. To są MOJE MIEJSCA SPOTKAŃ czasem bardzo intymnych z Bogiem i moimi bliźnimi.
WIDZIAŁAM PANA I POWIEDZIAŁ MI, IŻ KOCHA MNIE NAD ŻYCIE.
Taki jest mój Bóg.

Aga

Drzewo figowe wprawdzie nie rozwija pąków, nie dają plonu winnice, zawiódł owoc oliwek, a pola nie dają żywności, choć trzody owiec znikają z owczarni i nie ma wołów w zagrodach. Ja mimo to w Panu będę się radować, weselić się będę w Bogu, moim Zbawicielu. Pan Bóg - moja siła, uczyni nogi moje podobne jelenim, wprowadzi mnie na wyżyny. (Ha 3,17-19)

PS. Narodzenie to początek, który prowadzi przez Krzyż do Zmartwychwstania.
web stats stat24 wizyt na stronie od 15.01.2010