wtorek, 19 stycznia 2010

Modlitwa małżonków

Na zakończenie tegorocznego kolędowania Pan poruszył mnie raz jeszcze tym razem modlitwą małżonków. Przyszedłem do młodej rodziny z dwójką dzieci: 8-letnim synem i roczną córeczką. Jak zwykle modliliśmy się na początku wspólnie. Zachęciłem też wszystkich do wyrażenia dziękczynienia i próśb.

Gdy rozmawialiśmy małżonkowie przyznali, że mieli w swoim życiu bardzo trudny czas. Ludzie wokół doradzali im, aby rozeszli się, ale jak powiedziała żona, wierność przyrzeczeniu małżeńskiemu okazała się mocniejsza. Opowiadali też, jak Bóg się o nich zatroszczył. Dzieliłem się z nimi Słowem Bożym i zachęciłem, aby modlili się wspólnie z całą rodziną modlitwą, która będzie płynęła z serca. Mąż na to: najtrudniejszy jest pierwszy raz... Powiedziałem, że pierwszy raz pomodlimy się razem pod koniec kolędy. Gdy mieliśmy się modlić, mąż powiedział: niech żona zacznie. Na co ja: głową rodziny jest mąż... Mężczyzna zaczął więc pierwszy i dziękował Bogu za żonę, za to że są razem, za dzieci i dało się zauważyć, że był wzruszony. W tym momencie żona już płakała. Po chwili ona cała poruszona ze łzami dziękowała za męża, za rodzinę, za miłość i wiele innych rzeczy, prosząc też, aby Bóg im błogosławił.

Dawno nie słyszałem tak pięknej, płynącej z serca i pełnej miłości modlitwy...

Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża! (List do Efezjan 5,28-33)

6 komentarzy:

  1. To piękne świadectwo...moim marzeniem jest by i moi rodzice tak kiedyś postąpili....niestety to niemożliwe....nie pamiętam dnia byśmy kiedykolwiek uklękli całą rodziną do wspólnej modlitwy wiecznie każdy gdzieś zaganiany w tym haosie nie ma czasu by móc razem wspólnie porozmawiać z Bogiem....co tu dużo mówić jeśli nie mamy czasu dla siebie gdzie w tym wszystkim szukać czasu dla Boga?!....to przykre i bardzo bolesne ciężko mi z tym....


    KRUSZYNA

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami zadaję sobie pytanie, dlaczego jedno małżeństwo jest szczęśliwe, a drugie nie.
    Kiedy kończy się miłość i zaczyna się obojętność.Na jakiej zasadzie podziw przemienia się w pogardę. Jak następuje to pęknięcie, że życzliwość przeradza się w niechęć. Odkąd zakochani zaczynają mówić o sobie ''On'' ''Ona''. Gdzie już nie ma w spólnym życiu bezinteresowności, ale wyliczanie wszystkiego - ile ja Tobie, ile Ty mnie, uśmiechów, pomocy, czasu, można nawet śmiesznie powiedzieć , pieniędzy, rzeczy.I tak w o to ten sposób kończy się małżeństwo.Jeżeli trwa to coś, to jako czysty zlepek na zasadzie wspólnych interesów czy jakiś względów. Często w takich sytuacjach dochodzi do rozwodów.Na rozprawie odbywa się tłumaczenie według znanego stereotypu , że niedobranie, że różnice charakterów, usposobienia...
    A tak naprawdę to wszycy mają prawie te same szanse. I Ci , którzy są nieszczęślwi, i Ci , kórzy są szczęśliwi przez całe życie.Wszyscy mam wady, chwile słabości, pokusy. A naprawdę małżeństwo się uda, jeżeli Jezus jest nie tylko na jego początku, ale gdy pozostaje z małżonkami na zawsze przez modlitwę, Msze św , i przede wszystkim przez codzienne życie .Jeżeli pozostaje wsród małżonków jako Mistrz, Pan, wzór. Jeżeli każde z małżonków stara się być dla drugiego tak otwarte, wrażliwe, bezinteresowne, wyrozumiałe, i przeaczające jak On.
    Jestem mężatku z długim stażem małżeńskim.
    I moje małżeństwo przeżywało, przeżywa większe , lub mniejsze kryzysy. Nie mniej jednak dla mnie obrączka ślubna jest znakiem miłości i wierności. Niestety czasem miłość, i wierność mogą się w burzę zamienić. Myślę, że w każdym małżeństwie nadejść mogą dni bardzo krytyczne, kiedy się wydaje, że już wszystko stracone. Czasem przez głupotę, czy zazdrość nastapi rozłam. W szczelinę wlewa sie w nasze serca, w nasze domy ciemna noc..Wówczas pozostaje tylko jeden ratunek- otwarcie się na światło przez pojednanie w przebaczeniu.

    Mały człowieczek

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite. Bardzo poruszyło mnie to, co tutaj przeczytałam. Dotknęło to sfery życia, która mocno mnie teraz trapi.
    Wizja TAKIEGO pożycia małżeńskiego jest wspaniała. Klękać co dzień przed Stwórcą i dziękować Mu.Nie być w tym jedyną w małżeństwie.Jak na razie jest to dla mnie nie do pomyślenia (mój narzeczony nie wierzy, woli uklęknąć przede mną, niż przed Bogiem).
    Ale ufam, ze Pan zadziała i tutaj.
    Chwała Panu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy tam u Ojca płaczą..hym..

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyjątkowo ludzie płakali albo raczej wzruszali się. Opisałem kilka poruszających mnie sytuacji związanych z modlitwą podczas kolędy, spośród kilkudziesięciu rodzin, które w tym roku odwiedziłem. Z wszystkimi natomiast rozmawialiśmy o Bogu, z większością o Słowie Bożym, które czytałem, dzieląc się wiarą w to Słowo.
    Może przyjdzie taki czas, że wszyscy będą się wzruszali ;)
    Ale przecież nie chodzi ani o płacz, ani o wzruszenia...
    Chodzi o doświadczenie bliskości Boga, który jest pośród nas.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem do końca przekonany, czy te wzruszenia są dobrze interpretowane. Rozmowa z Bogiem w moim przekonaniu jest na tyle intymną sferą mojego życia, że obawiam się - publiczna byłaby sztuczna, aby nie powiedzieć kłamstwem. To prawie jak wyjawianie najskrytszych tajemnic. Owszem dzieciom przychodzi to łatwiej. W gronie rodziny pewnie prościej. Kiedyś byłem na jakichś rekolekcjach, jeszcze jako młodzian. W pewnym momencie ksiądz poprosił o taką właśnie modlitwę. Na głos w kościele wśród obcych zupełnie ludzi. Powiedział też, aby jeśli ktoś nie chce, po prostu wyszedł. Było to na samym końcu. Sam nie wiem, może z ciekawości zostałem. Zostali prawie wszyscy. Niestety nie odważyłem się na głośną "rozmowę" Po prostu nic mi do głowy nie przyszło, jakoś zapomniałem języka w gębie. Wydaje mi się, że nawet przed żoną i dzieckiem czułbym się skrępowany i trochę myślę zmanipulowany. Nie wiem, może Bóg rozwiązał by mi język. Może udzieliłaby mi się jakaś spontaniczność. Może to zależy od chwili, wprowadzenia, czy osoby księdza.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

web stats stat24 wizyt na stronie od 15.01.2010