Na zakończenie tegorocznego kolędowania Pan poruszył mnie raz jeszcze tym razem modlitwą małżonków. Przyszedłem do młodej rodziny z dwójką dzieci: 8-letnim synem i roczną córeczką. Jak zwykle modliliśmy się na początku wspólnie. Zachęciłem też wszystkich do wyrażenia dziękczynienia i próśb.
Gdy rozmawialiśmy małżonkowie przyznali, że mieli w swoim życiu bardzo trudny czas. Ludzie wokół doradzali im, aby rozeszli się, ale jak powiedziała żona, wierność przyrzeczeniu małżeńskiemu okazała się mocniejsza. Opowiadali też, jak Bóg się o nich zatroszczył. Dzieliłem się z nimi Słowem Bożym i zachęciłem, aby modlili się wspólnie z całą rodziną modlitwą, która będzie płynęła z serca. Mąż na to: najtrudniejszy jest pierwszy raz... Powiedziałem, że pierwszy raz pomodlimy się razem pod koniec kolędy. Gdy mieliśmy się modlić, mąż powiedział: niech żona zacznie. Na co ja: głową rodziny jest mąż... Mężczyzna zaczął więc pierwszy i dziękował Bogu za żonę, za to że są razem, za dzieci i dało się zauważyć, że był wzruszony. W tym momencie żona już płakała. Po chwili ona cała poruszona ze łzami dziękowała za męża, za rodzinę, za miłość i wiele innych rzeczy, prosząc też, aby Bóg im błogosławił.
Dawno nie słyszałem tak pięknej, płynącej z serca i pełnej miłości modlitwy...
Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża! (List do Efezjan 5,28-33)
Gdy rozmawialiśmy małżonkowie przyznali, że mieli w swoim życiu bardzo trudny czas. Ludzie wokół doradzali im, aby rozeszli się, ale jak powiedziała żona, wierność przyrzeczeniu małżeńskiemu okazała się mocniejsza. Opowiadali też, jak Bóg się o nich zatroszczył. Dzieliłem się z nimi Słowem Bożym i zachęciłem, aby modlili się wspólnie z całą rodziną modlitwą, która będzie płynęła z serca. Mąż na to: najtrudniejszy jest pierwszy raz... Powiedziałem, że pierwszy raz pomodlimy się razem pod koniec kolędy. Gdy mieliśmy się modlić, mąż powiedział: niech żona zacznie. Na co ja: głową rodziny jest mąż... Mężczyzna zaczął więc pierwszy i dziękował Bogu za żonę, za to że są razem, za dzieci i dało się zauważyć, że był wzruszony. W tym momencie żona już płakała. Po chwili ona cała poruszona ze łzami dziękowała za męża, za rodzinę, za miłość i wiele innych rzeczy, prosząc też, aby Bóg im błogosławił.
Dawno nie słyszałem tak pięknej, płynącej z serca i pełnej miłości modlitwy...
Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża! (List do Efezjan 5,28-33)
To piękne świadectwo...moim marzeniem jest by i moi rodzice tak kiedyś postąpili....niestety to niemożliwe....nie pamiętam dnia byśmy kiedykolwiek uklękli całą rodziną do wspólnej modlitwy wiecznie każdy gdzieś zaganiany w tym haosie nie ma czasu by móc razem wspólnie porozmawiać z Bogiem....co tu dużo mówić jeśli nie mamy czasu dla siebie gdzie w tym wszystkim szukać czasu dla Boga?!....to przykre i bardzo bolesne ciężko mi z tym....
OdpowiedzUsuńKRUSZYNA
Czasami zadaję sobie pytanie, dlaczego jedno małżeństwo jest szczęśliwe, a drugie nie.
OdpowiedzUsuńKiedy kończy się miłość i zaczyna się obojętność.Na jakiej zasadzie podziw przemienia się w pogardę. Jak następuje to pęknięcie, że życzliwość przeradza się w niechęć. Odkąd zakochani zaczynają mówić o sobie ''On'' ''Ona''. Gdzie już nie ma w spólnym życiu bezinteresowności, ale wyliczanie wszystkiego - ile ja Tobie, ile Ty mnie, uśmiechów, pomocy, czasu, można nawet śmiesznie powiedzieć , pieniędzy, rzeczy.I tak w o to ten sposób kończy się małżeństwo.Jeżeli trwa to coś, to jako czysty zlepek na zasadzie wspólnych interesów czy jakiś względów. Często w takich sytuacjach dochodzi do rozwodów.Na rozprawie odbywa się tłumaczenie według znanego stereotypu , że niedobranie, że różnice charakterów, usposobienia...
A tak naprawdę to wszycy mają prawie te same szanse. I Ci , którzy są nieszczęślwi, i Ci , kórzy są szczęśliwi przez całe życie.Wszyscy mam wady, chwile słabości, pokusy. A naprawdę małżeństwo się uda, jeżeli Jezus jest nie tylko na jego początku, ale gdy pozostaje z małżonkami na zawsze przez modlitwę, Msze św , i przede wszystkim przez codzienne życie .Jeżeli pozostaje wsród małżonków jako Mistrz, Pan, wzór. Jeżeli każde z małżonków stara się być dla drugiego tak otwarte, wrażliwe, bezinteresowne, wyrozumiałe, i przeaczające jak On.
Jestem mężatku z długim stażem małżeńskim.
I moje małżeństwo przeżywało, przeżywa większe , lub mniejsze kryzysy. Nie mniej jednak dla mnie obrączka ślubna jest znakiem miłości i wierności. Niestety czasem miłość, i wierność mogą się w burzę zamienić. Myślę, że w każdym małżeństwie nadejść mogą dni bardzo krytyczne, kiedy się wydaje, że już wszystko stracone. Czasem przez głupotę, czy zazdrość nastapi rozłam. W szczelinę wlewa sie w nasze serca, w nasze domy ciemna noc..Wówczas pozostaje tylko jeden ratunek- otwarcie się na światło przez pojednanie w przebaczeniu.
Mały człowieczek
Niesamowite. Bardzo poruszyło mnie to, co tutaj przeczytałam. Dotknęło to sfery życia, która mocno mnie teraz trapi.
OdpowiedzUsuńWizja TAKIEGO pożycia małżeńskiego jest wspaniała. Klękać co dzień przed Stwórcą i dziękować Mu.Nie być w tym jedyną w małżeństwie.Jak na razie jest to dla mnie nie do pomyślenia (mój narzeczony nie wierzy, woli uklęknąć przede mną, niż przed Bogiem).
Ale ufam, ze Pan zadziała i tutaj.
Chwała Panu!
Wszyscy tam u Ojca płaczą..hym..
OdpowiedzUsuńWyjątkowo ludzie płakali albo raczej wzruszali się. Opisałem kilka poruszających mnie sytuacji związanych z modlitwą podczas kolędy, spośród kilkudziesięciu rodzin, które w tym roku odwiedziłem. Z wszystkimi natomiast rozmawialiśmy o Bogu, z większością o Słowie Bożym, które czytałem, dzieląc się wiarą w to Słowo.
OdpowiedzUsuńMoże przyjdzie taki czas, że wszyscy będą się wzruszali ;)
Ale przecież nie chodzi ani o płacz, ani o wzruszenia...
Chodzi o doświadczenie bliskości Boga, który jest pośród nas.
Nie jestem do końca przekonany, czy te wzruszenia są dobrze interpretowane. Rozmowa z Bogiem w moim przekonaniu jest na tyle intymną sferą mojego życia, że obawiam się - publiczna byłaby sztuczna, aby nie powiedzieć kłamstwem. To prawie jak wyjawianie najskrytszych tajemnic. Owszem dzieciom przychodzi to łatwiej. W gronie rodziny pewnie prościej. Kiedyś byłem na jakichś rekolekcjach, jeszcze jako młodzian. W pewnym momencie ksiądz poprosił o taką właśnie modlitwę. Na głos w kościele wśród obcych zupełnie ludzi. Powiedział też, aby jeśli ktoś nie chce, po prostu wyszedł. Było to na samym końcu. Sam nie wiem, może z ciekawości zostałem. Zostali prawie wszyscy. Niestety nie odważyłem się na głośną "rozmowę" Po prostu nic mi do głowy nie przyszło, jakoś zapomniałem języka w gębie. Wydaje mi się, że nawet przed żoną i dzieckiem czułbym się skrępowany i trochę myślę zmanipulowany. Nie wiem, może Bóg rozwiązał by mi język. Może udzieliłaby mi się jakaś spontaniczność. Może to zależy od chwili, wprowadzenia, czy osoby księdza.
OdpowiedzUsuń