Wczoraj skończyliśmy rekolekcje Szkoły Kontaktu z Bogiem (www.jezuici.pl/szkola), czyli rekolekcje ignacjańskie dla młodzieży, które prowadziliśmy w Kaliszu. Ferie zimowe to intensywny czas tych rekolekcji. W niedzielę zaczynamy kolejne w Świętej Lipce na Mazurach, a po tygodniu następne w Ożarowie k. Warszawy.
Coraz bardziej przekonuję się, jak bardzo jesteśmy uformowani do przestrzegania 'prawa', a nie kształtuje się naszej wiary, która działa przez miłość.
Na koniec rekolekcji wziąłem formularz mszalny "O uproszenie miłości". Jako antyfona na wejście jest tam cytat z Ks. Ezechiela: Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań. Będziecie moim ludem, a ja będę waszym Bogiem. (Ez 36,26-28)
Od momentu gdy otrzymuję Ducha Świętego, prawo wypisane na 'kamiennych tablicach', czyli zewnętrzne do mojego serca, staje się wewnętrznym prawem mojego serca.
Św. Jan w swoim 1 Liście pisze: Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.(1J 5,3)
Gdy więc kocham, przykazania przestają być ciężarem. Ale póki trwam w lęku przed karą, czyli w Prawie, w lęku, który sprawia, że nie mogę kochać doskonale, przykazanie będzie ciężkie...
Jeśli zastanawiam się nad tym, czy zachowuję przykazania, to znaczy, że jeszcze żyję według Prawa. Jeśli wiem, że żyję w świętości, to nie wiem tak naprawdę, czym jest świętość. Jeśli wiem, że zachowuję przykazania, to tak naprawdę nie wiem, czym jest zachowywanie przykazań...
Jeden z uczestników naszych rekolekcji, 18-letni chłopak, podzielił się ze mną na rozmowie, tym co Bóg pozwolił mu zrozumieć. Powiedział: "kto kocha, ten nie grzeszy..." Szok! On sam zrozumiał, co Bóg próbuje nam pokazać o miłości w Bogu: Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka. (1 J 5,18)
Przedwczoraj zadzwoniła do mnie pewna osoba, z którą kiedyś raz rozmawiałem. Bardzo pragnie zmiany w swoim życiu. Powiedziała mi, że dużo się zmienia w jej życiu na lepsze. Ale zapytała też: Proszę ojca, czy ja jestem grzesznicą, bo wciąż nie chodzę w niedzielę do kościoła? Myślała, że zostanie osądzona, tak samo jak siebie osądza...
Nie została jednak osądzona.
Coraz bardziej przekonuję się, jak bardzo jesteśmy uformowani do przestrzegania 'prawa', a nie kształtuje się naszej wiary, która działa przez miłość.
Na koniec rekolekcji wziąłem formularz mszalny "O uproszenie miłości". Jako antyfona na wejście jest tam cytat z Ks. Ezechiela: Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań. Będziecie moim ludem, a ja będę waszym Bogiem. (Ez 36,26-28)
Od momentu gdy otrzymuję Ducha Świętego, prawo wypisane na 'kamiennych tablicach', czyli zewnętrzne do mojego serca, staje się wewnętrznym prawem mojego serca.
Św. Jan w swoim 1 Liście pisze: Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.(1J 5,3)
Gdy więc kocham, przykazania przestają być ciężarem. Ale póki trwam w lęku przed karą, czyli w Prawie, w lęku, który sprawia, że nie mogę kochać doskonale, przykazanie będzie ciężkie...
Jeśli zastanawiam się nad tym, czy zachowuję przykazania, to znaczy, że jeszcze żyję według Prawa. Jeśli wiem, że żyję w świętości, to nie wiem tak naprawdę, czym jest świętość. Jeśli wiem, że zachowuję przykazania, to tak naprawdę nie wiem, czym jest zachowywanie przykazań...
Jeden z uczestników naszych rekolekcji, 18-letni chłopak, podzielił się ze mną na rozmowie, tym co Bóg pozwolił mu zrozumieć. Powiedział: "kto kocha, ten nie grzeszy..." Szok! On sam zrozumiał, co Bóg próbuje nam pokazać o miłości w Bogu: Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka. (1 J 5,18)
Przedwczoraj zadzwoniła do mnie pewna osoba, z którą kiedyś raz rozmawiałem. Bardzo pragnie zmiany w swoim życiu. Powiedziała mi, że dużo się zmienia w jej życiu na lepsze. Ale zapytała też: Proszę ojca, czy ja jestem grzesznicą, bo wciąż nie chodzę w niedzielę do kościoła? Myślała, że zostanie osądzona, tak samo jak siebie osądza...
Nie została jednak osądzona.