Jakiś czas temu postanowiłem wyrzucić zwiędłe już róże, które dostałem na imieniny. Podchodząc do śmietnika, który znajduje się niemal centralnie przed gmachem Collegium Jana Pawła II i obok którego każdego dnia przechodzą tysiące studentów, ze śmietnika wyszedł mi na spotkanie mężczyzna około trzydziestki, którego po raz pierwszy widziałem tam dwa dni wcześniej. Chciał on ode mnie worek na śmieci. Powiedziałem, że dam radę i sam wyrzucę. Wszedłem do śmietnika i tam zobaczyłem siedzącą kobietę około 40 lat a na ziemi powyciągane z worków ... puszki - po piwie, coli, pepsi, z których część już była zgnieciona. Zrozumiałem, że chciał on worek na śmieci, aby sprawdzić czy nie ma tam puszek. Zaczęliśmy rozmawiać. Zapytałem ich o imiona. Dowiedziałem się, że Staszek i Magda mieszkają obecnie gdzieś pod namiotem, a tutaj w śmietniku bywają niemal codziennie. Zapytałem, jak można by im pomóc. Staszek powiedział, że chcieliby zjeść jakiś ciepły posiłek. Przyznał się, że jest bez pracy i że jest alkoholikiem. Nie może poradzić sobie ze swoim nałogiem. Staszek zauważył, że mam aparat słuchowy i okazało się, że on sam jest niedosłyszący. Wyjaśniła to Magda i prosiła, abym głośniej mówił. W pewnym momencie zobaczyłem na ziemi w butelce po wodzie mineralnej ... przepiękną bardzo dobrze rozwiniętą amarantową różę. Przyznam, że niewiele tak pięknych róż widziałem w życiu. Zapytałem o nią, a Magda powiedziała, że dostała ją od swego ukochanego. Staszek uśmiechnął się dumnie. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę m.in. o problemach zdrowotnych Magdy, która już dwa razy o mało nie straciła życia. Choć wiedziałem, że nie jest to pomoc, jakiej naprawdę potrzebują Magda i Staszek, postanowiłem dać im pewną sumę pieniędzy, aby poszli kupić sobie coś ciepłego do jedzenia. Zapytałem na koniec, gdzie mogę znaleźć taką piękną różę. Staszek powiedział: tu na śmietniku! Okazało się, że znalazł ją tutaj... Wtedy Magda podeszła do mnie i powiedziała: Choć dostałam ją w prezencie, chcę ją podarować Panu... Dała mi różę i wyściskała mnie. Potem jeszcze objęliśmy się ze Staszkiem i pożegnaliśmy.
Byłem bardzo poruszony tym spotkaniem, wręcz wzruszony. Dostałem od ubogich różę, która była bezcenna - takiej nie znalazłbym w żadnej kwiaciarni. Tego dnia śmietnik przed gmachem KUL stał się ... kaplicą, gdzie spotkałem żywego Chrystusa obecnego w ubogich. A On obdarował mnie cudowną różą...
PS. Potem jeszcze raz spotkałem ich w śmietniku. W kolejnej rozmowie przy ugniataniu puszek dowiedziałem się między innymi, że potrzeba zebrać ich 52, by mieć kilogram aluminium, za który można dostać ok. ... 3 zł. Czasem w ciągu jednego dnia udaje im się tu w śmietniku uzbierać 3 kg.
Piękne swiadectwo. Dziekuję! Tak, to właśnie jest, że ubodzy nas zaskakują swoją hojnościa. Masz piękne serce, ojcze Sławku.I niech Bóg będzie w nim uwielbiony
OdpowiedzUsuńaż wstyd, że mając wszystko, narzekam na moje trudne i skomplikowane życie.
OdpowiedzUsuńdzięki
Czytając te słowa (zwłaszcza o śmietniku i kaplicy) uświadomiłam sobie, że ja często Pana Boga próbuję upchnąć w jakieś wygodne (dla mnie) schematy. I pewnie upchnęłabym Go przy okazji np. do kaplicy, a przegapiłabym tam, gdzie może chce się ze mną spotkać na co dzień...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Dostrzec Chrystusa dzisiaj w tym najuboższym to dziś rzadka sztuka. Uczmy się wszyscy, bo mamy tu genialny przykład.
OdpowiedzUsuńCo to za Bóg, który ze śmietnika zrobił sobie mieszkanie? ...albo, z jakiejś stajni - tam też pewnie czysto nie było. Nie pojmuję Go, ale łatwiej mi jest teraz uwierzyć, że nawet we mnie zechciał zamieszkać.
OdpowiedzUsuńDziś przy jednej z ruchliwych ulic warszawskich stanęła obok mnie smutna, mała, starsza kobieta. Coś cicho szeptała, ale podeszła bliżej i poprosiła o złotówkę, bo nawet na herbatę nie było ją stać. Nie miałam w portfelu żadnych drobnych pieniędzy, i co tu dużo ukrywać, nie byłam zdolna do tego, aby dać jej kwotę 'w papierku'. Okolicznością łagodzącą może być to, że studiuję i jestem na utrzymaniu rodziców- ale nie mogę przestać myśleć o niej i o tych wszystkich osobach, których było mi żal, ale które niejednokrotnie po prostu minęłam. Przynajmniej mogę się za nich pomodlić..
OdpowiedzUsuńDziękuję Ojcu za to świadectwo, za brak obojętności, na który ja się nie potrafię zdobyć.
-Ewa
Ojcze!
OdpowiedzUsuńTy odnalazłeś Boga w biednych, ja: dzisiaj w niewidomym, który przyszedł na Uwielbienie. Boży człowiek! Czytał swoje wiersze, które nagrywa na... dyktafonie. I śpiewał - anielskim, czystym głosem. Bajka!
Rozmawiałam z Nim potem, właśnie wróciłam na Chylonię i... chyba dziś nie zasnę.
Bo Bóg pokazał mi się w niewidomym - tym, którego trzeba prowadzić... Mimo tego jest wielki - bo i mnie dziś przyprowadził, do Chrystusa.
Pragnęłam takiego doświadczenia Boga w człowieku, o czym z resztą pisałam ok.południa, opowiadając o doświadczeniach z Lednicy...
Ludzie są cudowni :)))
Napisałabym więcej, co mi się dzisiaj jeszcze przydarzyło, ale mało miejsca. Innym razem. :) Pozdrawiam serdecznie znad pięknej, cudownej Gdyni :)))
A wystarczyłoby "pozwolić się" wyręczyć w wyrzucaniu worka na śmieci i owa sytuacja uciekłaby z życia bezpowrotnie...
OdpowiedzUsuńChwała Panu!
dziękuję za Twoją wielką wrażliwość i odwagę wychodzenia do "innych" ludzi, którzy tak naprawdę niczym się od nas nie różnią - może tym,że potrafią być bardziej wdzięczni?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Krysia
chwalę ten blog bardzo. Przy okazji polecam mój: http://leothelegend.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńChrystus powiedział - Błogosławieni ubodzy. Błogosławieni, którzy płaczą...
OdpowiedzUsuńBłogosławieni Ci, którzy niedomagają, chorują.
Błogosławieni Ci którzy z największym trudem potrafią przebrnąć kolejny dzień, a każda noc jest koszmarem....
każdy z nas jeśli chce pomóc Człowiekowi, musi zejść w dół. Nawiązać ludzkie kontakty, znajomości, dotknąć brudu, krwi, ropy, gnoju. Narazimy się na to,że ubrudzimy swoje ręce, swoje ubrania....
Ale sam Chrystus wszedł miedzy celników, ulicznice, wyrzutków społeczeństwa. Kładł ręce na niewidomych, chorych, umarłych...
Kogo z nas tak naprawdę stać na takie gesty ?
Kochani..
Dziś jestesmy zdrowi,zamożni, ale pamiętajmy, że w każdej chwili możemy zachorować, stać sie biednymi, dziś żyjemy,w każdej chwili możemy zginąć...
Każdy z nas balansuje na linii istnienia...
Mały Człowieczek
Dziękuję za to świadectwo, to niesamowite
OdpowiedzUsuńRóża - symbol piękna i cierpienia, każdy ma w sercu własną cudowną, subtelną i niepowtarzalną różę.Jeśli dobrze ją pielęgnuje, osiąga to co niepowtarzalne, unikatowe - czystość, czasem by do niej dojrzeć można otrzeć się o ostre , bolesne kolce życia , czasem warto przejść trudy upadki, by osiągnąć pełną dojrzałość i spontaniczność, jak ten kwiat róży, by móc zachwycać się pięknem istnienia.
OdpowiedzUsuńOjcu Sławkowi winna jestem szczególne podziękowania za modlitwę, za piękne słowa i za świadectwo "Amarantowa Róża" - jest wyjątkowe.
Bóg zapłać.
Pozdrawiam z modlitewną pamięcią Ela.
Mnie to bardzo poruszyło...czytam to wielokrotnie i za każdym razem coś na nowo odkrywam...Tak często i codziennie przechodzimy koło takich ludzi nie zauważając w nich Chrystusa...Wiele się uczę od pewnej osoby na co dzień jak dostrzegać w każdym człowieku Chrystusa..nie jest to łatwe, lecz choćby w zwykłym geście wyciągniętej ręki tak jak o.Sławku owy człowiek, który podarował to co miał najcenniejsze właśnie Tobie..nie da się powstrzymać łez...Choć odrobinę chciałabym być ja Ty o.Sławku,potrafić- umieć przyjąć tak niezwykłą różę..
OdpowiedzUsuńZapomniałam się podpisać czynie to zaraz pod komentarzem
OdpowiedzUsuńKRUSZYNA
bajka dla naiwniaków
OdpowiedzUsuńCzemu twierdzisz, że to bajka dla naiwniaków? Jeśli tak jest to uzasadnij?!
OdpowiedzUsuńKRUSZYNA
od razu przyszło mi na myśl kilka moich doświadczeń ze storczykami
OdpowiedzUsuńjeśli konsekwentnie patrzeć na rzeczywistość, to ukryte w niej symbole zaczynają coraz więcej mówić nam o Bogu - amarantowa róża, ludzie, śmietnik, moje storczyki ... itp.
Pozdrawiam