środa, 18 listopada 2009

Agata

Wczoraj wybyłem na 4 tygodnie do ... Irlandii. Leciałem samolotem z Gdańska do Dublina. Udało mi się znaleźć miejsce przy oknie. Na kolanach miałem książkę i Biblię po angielsku. Po chwili dwóch mężczyzn, w wieku ok. 30 lat, zapytało czy mogą usiąść obok. Ten, który siedział koło mnie był bardzo wylewny, drugi - trochę spokojniejszy. Od razu przedstawili się: Michał, Marcin, a ja - Sławek. Od kilku lat pracują w Irlandii. Michał zapytał mnie po chwili: A Ty co robisz? - Jestem księdzem, zakonnikiem - odpowiedziałem. Powaliło to Michała, który nie chciał wierzyć, wyrażając to dosadnie: Pierd***!? - Nie! - odpowiedziałem. Jeszcze przez moment przekonywałem ich, że jestem zakonnikiem-jezuitą. Usłyszałem po chwili, że połowa księży to pedały i jeszcze inne rzeczy, na temat Kościoła i wiary, choć wszystko było powiedziane bez jakichś zarzutów co do mojej osoby.

Marcin zapytał mnie, jak to się stało, że zostałem księdzem. Opowiedziałem im, jak mając 17 lat spotkałem Jezusa, jak po roku otrzymałem chrzest w Duchu Świętym, w którym doświadczyłem mocy działania Boga, po którym byłem pewny, że skoro Bóg jest i działa, nie mogę robić nic innego, jak tylko Mu służyć. Potem opowiedziałem im, że Bóg działa dzisiaj podobnie, jak za czasów Jezusa. Wspomniałem im o wydarzeniach, jakie Pan działa w życiu pewnych studentek, z którymi modliłem się tydzień temu i które doświadczają mocy Ducha Świętego. I w tym momencie w głowie pojawiło mi się imię: Agata. Czułem, że jest to imię, przez które Pan chce coś im powiedzieć. Z drugiej strony pojawiła się wątpliwość, że jeśli zapytam o to imię, to mogę się wygłupić... Imię coraz wyraźniej, choć łagodnie powracało. Wiedziałem też, że nie chodzi tu o moją bratową, która tak ma na imię. W końcu mówię do Pana w sercu: Ok! Panie! Zgadzam się! Powiedziałem im: Pan podaje mi imię 'Agata' i chciałbym zapytać, czy coś Wam mówi? Siedzący obok mnie Michał zaprzeczył i błyskawicznie pomyślałem: No ładnie się wypuściłem... Ale zaraz Marcin powiedział: moja córka ma tak na imię...

Ogarnęła mnie radość i przyszły słowa: Pan wie, że bardzo kochasz swoją córkę. Po czym Marcin oparł się głową o siedzenie przed nim i wzruszył. Dziękowałem Panu, że w ten sposób zechciał okazać im, że On jest kimś żywym i bliskim. Wytłumaczyłem im, że tak Pan może przemawiać w sercu, gdy poddajemy się Jego Duchowi. Otworzyłem ilustrowaną Biblię angielską na Dziejach Apostolskich i opowiadałem o historiach, które miały swoje ilustracje: o Piotrze i Janie, którzy uzdrawiają chromego od urodzenia, o tym jak cień Piotra padał na chorych i ci byli uzdrawiani (Dz 5,15), o spotkaniu Piotra w domu setnika Korneliusza, o nawróceniu Szawła, o cudownym uwolnieniu Pawła i Sylasa z więzienia, o wskrzeszeniu młodzieńca przez Pawła...
Michał zapytał mnie, jak czytam Pismo Święte? Powiedziałem mu krótko, po czym wyznał, że jak za dwa tygodnie poleci do domu, to weźmie z powrotem ze sobą do Irlandii Pismo. Zapytał też mnie, czy Jan Paweł II znaczył coś dla mnie. Opowiedziałem mu, jak po moich święceniach w Rzymie, podczas audiencji położył mi rękę na głowie...

Z Marcinem rozmawialiśmy jeszcze o jego rodzinie, o miłości do dzieci, która kazała im wrócić teraz do Polski...
Michał wziął moje namiary i dałem Mu też ... obrazek Jana Pawła II - jedyny jaki miałem w angielskiej Biblii...

8 komentarzy:

  1. wow... zatkało mnie... rozmawiałam dziś z Przyjaciółką jak trudno jest dawać świadectwo- ale z drugiej strony jak łatwo odpowiadać mi ostatnio na pytania dotyczące Boga, które zadają mi czasem inni ludzie...
    a On? Przychodzi w lekkim powiewie :)
    nieugięcie- Twardziel z miłością bez granic...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo życiowa sytuacja :) Gratuluje wiary i pójścia za propozycją Ducha Świętego ;) takie sytuacje wymagają wiele odwagi, Ojciec ją ma :)
    Chwała Panu za to że jest tak blisko nas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. no to pieknie... ojcze :P
    wydaje mi sie ..że także świadectwem moim jest w tych dniach przebaczenie komuś, kto mnie zranił swoim brakiem zaufania do mnie, a kto obecnie ma dużo pretensji do Jezusa i Jego Kościoła. A w obecnej chwili trudno jest jej w domu, z mężem, bezradnosc itp. Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie też zatkało. wow... Duch Święty działa z mocą na całego! dzięki za tego posta. pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakiś czas temu odkryłam tę stronę i b.się z tego bo odnajduję tu słowa , które do mnie pokrzepiają .Podziwiam odwagę Ojca w głoszeniu Jezusa-ja w takich sytuacjach niestety b.często chowam głowę w piasek.Dziękuję za to świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
  7. umknęło mi słowo cieszę :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. To co się wydarzyło w samolocie nie jest tak naprawdę czymś nadzwyczajnym. Kiedyś czytałem książkę pt. Ewangelizacja w mocy, gdzie opisywał podobne sytuacje: jak ktoś miał wewnętrzne przynaglenie, aby zatrzymać się przy jakiejś restauracji i czuł, że Pan kieruje słowo do kobiety, która tam była i podobną do mojej sytuację z imieniem w samolocie, gdzie chodziło o ... kochankę człowieka, któremu powiedział to imię. Ten nawrócił się i pojednał z Bogiem, wyznał zdradę żonie, która mu przebaczyła.
    Każdy z nas wierzących w Chrystusa otrzymuje Jego Ducha, aby gdy będziemy otwarci On mógł się nami posłużyć. Nie potrzeba wiele... Nie chodzi o to, aby się 'wysilać' na ewangelizację i na siłę 'nawracać' ludzi. Jeśli chodzimy w Duchu Świętym, On w odpowiednim momencie da nam światło, aby coś powiedzieć lub zrobić. Jego głos jest zawsze delikatny, jak łagodne zaproszenie. Nie przymusza nas do niczego. I tu jest miejsce na krok wiary... Zaufanie Jezusowi, że to On chce coś uczynić.
    Słowo, które pojawia się w takich sytuacjach i które może być charyzmatem 'poznania', choć przychodzi jakby 'z zewnątrz', ono w istocie wychodzi z głębi serca, które jest ukierunkowane na Boga. 'Przechodzi' też ono przez naszą historię, doświadczenia, wyobraźnię itd., (tak jak to było z poznaniem odnośnie uzdrawianego kolana). Więc w pewnym sensie jest to 'nasze', ale natchnione przez Ducha.
    A nawet gdybyśmy się 'pomylili', czyli usłyszeli coś w sercu i powiedzieli to, nie widząc bezpośrednio skutku tego słowa, mamy już zasługę, że zaufaliśmy Panu. On wtedy w odpowiednim czasie 'przemówi' przez nas, aby komuś objawić, że żyje. A żyje we mnie jako w tym, który otrzymał Jego Ducha:
    "Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze!" (Rz 8,14-15).
    Duch Boży uwalnia z nas bojaźni i lęku, czyli z niewoli, która nie pozwala nam doświadczać wolności bycia dzieckiem Boga.
    I jeszcze jeden cytat Słowa Bożego: "Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia" (2 Tym 1,7).
    Lęk i bojaźń nie pozwala nam, aby Bóg w mocy i z miłością objawiał się przez nas. Często zostajemy tylko z 'trzeźwym myśleniem'...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

web stats stat24 wizyt na stronie od 15.01.2010